Inni mają lepiej, czyli pułapka porównywania

„Trawa u sąsiada jest zawsze bardziej zielona”.
„Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”.
 
Powyższe dwa przykłady powszechnych powiedzeń idealnie odzwierciedlają sedno sprawy, którą chciałem poruszyć w niniejszym wpisie.
Mogę założyć się o dowolne dobro materialne, że każdy z czytających te słowa (ze mną włącznie) choć raz w życiu pomyślał, że inna osoba ma w życiu lepiej. 
 
W zależności od sytuacji owa „lepszość” mogła dotyczyć aspektów materialnych, relacji rodzinnych, związku i wielu innych.
Zastanówmy się: co wówczas czuliśmy? Czy były to uczucia pozytywne? Myślę, że wręcz przeciwnie – czuliśmy się nieco zawiedzeni tym, że w naszym odczuciu inna osoba w danym kontekście okazała się od nas lepsza, tym samym wpędzając się niejako w poczucie bycia „tym gorszym”.
 
Z perspektywy psychologicznej jest to uzasadnione, ponieważ w naszej naturze jesteśmy zazwyczaj krytyczni, więc w większym stopniu koncentrujemy się na negatywach (np. wadach) aniżeli pozytywach (np. zaletach).
 
Wobec tego można zadać sobie pytanie: czy porównywanie się do innych jest korzystne?
 
W mojej ocenie: tak, jeżeli jest racjonalne i nie, jeżeli wpędza nas w poczucie niższości.
 
Odnoszenie się (celowo używam tego słowa zamiast „porównywanie”) do innych osób, rozwiązań itp. może stanowić źródło inspiracji, samorozwoju i tym samym poprawy jakości życia.
Może to dotyczyć m.in. sportu, np. jakości treningu, sięgania po wartościowe książki, zmiany sposobu myślenia; ogólnie rzecz biorąc rozwoju intelektualnego, społecznego, fizycznego i wielu więcej.
Dobrym tego odzwierciedleniem jest także działalność biznesowa, w której dzięki obserwowaniu „konkurencji”, np. stosowanych przez nią rozwiązań itp. i wdrażaniu (ale niekoniecznie kopiowaniu) ich do własnej działalności jesteśmy w stanie podnieść jakość własnych usług.
 
Powyższe przykłady pokazują, że odnoszenie się/inspiracja innymi osobami, czy też rozwiązaniami mogą być korzystne i przynosić sukcesy.
Istnieje jednak cienka granica pomiędzy inspirowaniem się innymi a wpadaniem w kompleks niższości wobec nich.
 
Żyjemy w świecie i czasach wszechobecnego perfekcjonizmu połączonego z konsumpcjonizmem. Niewątpliwie głównym obszarem ich pogłębiania jest Internet, w tym media społecznościowe. Narzucany jest nam obraz świata, w którym w każdej roli społecznej musimy być perfekcyjni jako: partner, pracownik, rodzic, sportowiec, kobieta, mężczyzna itp. Prawdziwa kobieta/prawdziwy mężczyzna musi ………………………. (tu można wpisać dowolny katalog wymagań) – o tego rodzaju „prawdziwości” pisałem obszernie w poście o przekonaniach hamujących. Musimy perfekcyjnie wyglądać (choć to akurat jest kwestią gustu), dużo zarabiać, jeździć na drogie wycieczki, jadać w drogich restauracjach, mieć jak największy dom/mieszkanie, jeździć drogim samochodem itp. itd. Jeżeli nie: to znaczy, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy.
 
Mniej więcej taki kształt rzeczywistości jest obecnie w przestrzeni publicznej kreowany i „wtłaczany” do naszej świadomości. Z czysto biznesowego punktu widzenia jest to wytłumaczalne (co nie znaczy, że w pełni etyczne), gdyż wiele branż (pozwólcie, że nie będę już wymieniał które) napędzając w ten sposób koniunkturę na swoje usługi, czerpie z tego wielomilionowe zyski.
 
Cały ten przekaz jest nam dostarczany przez telewizję, a w głównej mierze Internet, w tym media społecznościowe. W dużym uproszczeniu: na portalach społecznościowych wszyscy są „fit”, jeżdżą na drogie wycieczki, drogimi samochodami, żyją w idealnych związkach i chętnie dzielą się tymi informacjami z innymi.
 
I generalnie nie ma w tym nic złego, w końcu media społecznościowe służą m.in. do udostępniania treści, materiałów itp. innym użytkownikom.
 
Ważne w tym kontekście jest to w jaki sposób my tego typu informacje odbieramy.
 
Spróbujmy poprzez obiektywne spojrzenie ocenić czy to, że inna osoba:
– zarabia więcej od nas;
– ma bardziej wysportowaną sylwetkę;
– jeździ na droższe wycieczki;
– żyje w szczęśliwym związku (a przynajmniej tak to przedstawia) itp. itd.;
 
ma jakikolwiek: negatywny, bądź nawet pozytywny wpływ na nasze życie? Czy przez to powinniśmy czuć się gorzej?
 
Moim zdaniem nie.
 
I to jest właśnie sedno pułapki nieustannego porównywania się do innych. Wynika to ze zbytniego skupiania się na otoczeniu zamiast naszym wnętrzu: potrzebach, przekonaniach, wartościach itp. Idąc tym tropem, np. milioner powinien czuć się gorszy, ponieważ na świecie jest wielu miliarderów. Można to zresztą odnieść do wielu innych obszarów życia.
 
Skrajna forma patologicznego w swojej formie porównywania się do innych, skutkująca obniżeniem poczucia własnej wartości prowadzi m.in. do wciąż rosnących przypadków anoreksji, bigoreksji, czy wreszcie prób samobójczych. Jestem przekonany, że większość tych przypadków ma swoje podłoże właśnie w porównywaniu się do innych i wynikającemu z tego obniżenia poczucia własnej wartości.
 
W coraz większym stopniu dotyczy to także osób niepełnoletnich, które dodatkowo zmagają się z tzw. presją rówieśniczą i wartościowaniem ich (niestety często przez samych rodziców i nauczycieli) wyłącznie na podstawie uzyskiwanych w nauce ocen (w myśl patologicznej zasady, że dobrym dzieckiem jest to, które uzyskuje świadectwa z czerwonym paskiem, reszta się nie liczy).
 
Stąd też, przy wielu zaletach, media społecznościowe, a raczej sposób ich wykorzystywania mogą jednocześnie stanowić źródło wielu ludzkich dramatów, zwłaszcza wśród najmłodszych.
 
Reasumując, inspirowanie się innymi może przynieść nam wiele korzyści, należy jednak uważać, aby nie przerodziło się to w generowanie kompleksów.
Nie ma dla nas nic złego w tym, że dana osoba np. zarabia więcej od nas, ma inną, być może lepszą sylwetkę. Od tej osoby z kolei miliony osób zarabiają więcej i być może mają lepszą sylwetkę i też nie ma to na nią negatywnego wpływu.
 
Dzięki procesowi coachingowemu zmiana negatywnego postrzegania siebie w kontekście innych jest możliwa dzięki pracy nad przekonaniami i wartościami.

Życzę wszystkim większego doceniania własnych zasobów i ich rozwijania, zamiast nieustannego szukania swoich braków w konfrontacji z innymi. Zawsze znajdzie się bowiem ktoś „lepszy”, cokolwiek miałoby to znaczyć. I naprawdę nie ma w tym nic złego. 🙂